Info
Ten blog rowerowy prowadzi ostry7 z miasteczka Ełk/Gdańsk. Mam przejechane 4808.01 kilometrów w tym 22.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.87 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 6180 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Czerwiec1 - 0
- 2012, Maj2 - 3
- 2012, Kwiecień1 - 0
- 2012, Marzec3 - 4
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Grudzień2 - 1
- 2011, Listopad1 - 2
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Wrzesień16 - 1
- 2011, Sierpień8 - 2
- 2011, Lipiec1 - 1
- 2011, Czerwiec6 - 1
- 2011, Maj6 - 6
- 2011, Kwiecień6 - 2
- 2011, Marzec4 - 6
- 2011, Luty1 - 1
- 2010, Lipiec3 - 0
- 2010, Czerwiec4 - 1
Grudzień, 2011
Dystans całkowity: | 74.59 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 03:49 |
Średnia prędkość: | 19.54 km/h |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 37.29 km i 1h 54m |
Więcej statystyk |
- DST 43.69km
- Czas 02:08
- VAVG 20.48km/h
- Sprzęt Saphirka
- Aktywność Jazda na rowerze
Na spontanie
Czwartek, 15 grudnia 2011 · dodano: 17.12.2011 | Komentarze 1
"Na spontanie" to tytuł kawałka od którego się zaczęło - zacznijmy więc od niego:
http://soundcloud.com/qbafari/raty-feat-qbafari-na-spontanie
Pogoda fajna, dzisiaj kończy mi się regiokarnet, wykłady da się zkserować - no to jedziemy. Kupienie biletu dokądkolwiek okazało się jednak bardzo trudną sprawą. Wyglądało to mniej więcej tak:
- Bilet na rower proszę
- Dobrze, dokąd?
- Obojętnie, pierwszy lepszy pociąg regio.
- Ale dokąd Pan chce jechać?
- Nie ważne byle szybciej stąd wyjechać.
- No ale jak można nie wiedzieć dokąd chce się jechać?
- No normalnie, może pani sprawdzić dokąd wyjeżdża najbliższy pociąg? Nie znam na pamięć rozkładu...
- Ale dokąd Pan chce jechać?
- No nie wiem... Słupsk może być?
- Do Słupska to pojedzie Pan... o 19.
- No to dokąd jedzie najbliższy pociąg?:o
- No ja się z Panem nie dogadam, niech idzie Pan do kasy nr 1
-.-
Potem postanowiłem ułatwić im sprawę i spojrzałem na tablicę. Najbliższy regio - za 5 minut do Malborka. No ok niech będzie Malbork. No i kupiłem w końcu ten bilet na którym wcale nie pisało że jest do Malborka :P . W każdym bądź razie nasuwa się pare refleksji jak ludzie nie rozumieją nawet takiego odstępstwa od rutyny. Gdybym miał już kawałek na mp3 to chyba bym tym kasjerom puścił :P .
W pociągu nie obyło się bez przygód. Trafiłem do tzw. "kibla" gdzie kręcił się ostry melanż. Jednego z panów melanżujących rozpoznał jakiś inny podróżujący jak się okazało spotkali się po 10 latach :] . Potem impreza się tak rozkręciła że jadący z tego co usłyszałem z rozmowy do Malborka panowie powysiadali w Tczewie i dwie stacje dalej. No powysiadali to ładnie powiedziane :) . Zostawili też nieotwartą Tatre... No nie mogłem pozwolić żeby się zmarnowała :D . Tu przytoczyć warto też epicki tekst konduktora:
- Co wy tu pijecie? Co to jest - KARCZMA?
Ok dojechałem - zaraz po wyjściu z dworca czuć było niezbyt przyjemny zapach i Malbork nie spodobał mi się przez to pierwsze wrażenie. Szybko znalazłem hipermarket Kaufland i kupiłem sobie prowiant. Potem skierowałem się w stronę zamku który mijałem pociągiem. Objechałem go dookoła i pooglądałem, no ale że nie było aż tak wcześnie to czas obrać kierunek. Padło na zachód czyli w stronę słońca :D . Wybór jednak dość kiepski patrząc na to że trafiłem na najgorszą drogę jaką w życiu widziałem. Naprawdę miałem dość. Poza tym teren był kompletnie płaski i właściwie nic ciekawego nie widziałem. Nagle usłyszałem jakiś huk i zaraz zobaczyłem skąd pochodzi. Na pierwszy rzut oka wyglądało jakby na niebie coś wybuchło. Wielka kula dymu i dwa dymiące obiekty spadające w dół. Po chwili zobaczyłem jednak że to 2 F16 ćwiczą jakieś manewry. Droga po jakims czasie się poprawiła i już nieco przyjemniej zaczęło się jechać. Po jakichś 20km zaczęłem się jednak zastanawiać czy aby trafię do jakiegoś miasta z dworcem przed zmrokiem. Światło przednie nie działa a wbiłem się naprawdę w straszne odludzia. I tak lekko zestresowany jechałem dalej. Za każdym razem w sposób dość losowy wybierając kierunek na skrzyżowaniach. Po jakimś czasie słońce zaszło za chmury nad horyzontem i w ogóle przestałem orientować się w kierunkach świata. "No to pięknie się władowałem karwa". Nie było wesoło. Znaki jakie były na mojej drodze tylko bawiły bo nie wskazywały żadnej miejscowości którą mógłbym skojarzyć. "Pogorzała Wieś, Gnojewo - co to k... jest?" . Zaczynałem żałować że nie zostałem w ciepłym domku gdzie byłbym pewien że nocy nie spędze nigdzie indziej jak w łóżku... No albo że nie wziąłem nikogo z sobą - zawsze to raźniej. I tak błądząc (jak się potem okazało trochę w kółko) w oddali zobaczyłem czerwone światła na na jakimś kominie czy antenie. Miasto! Tam też ciągnęło się długie wybrzuszenie terenu i stwierdziłem że muszą to być tory. Jechałem więc wzdłuż nich, a gdy zrobiło się ciemniej zobaczyłem mnóstwo świateł przemieszczających się równolegle do mnie jakieś 500 metrów czy kilometr dalej. Wiedziałem już że to krajówka ze znakami i że jestem uratowany. Odetchnąłem wreszcie i już na większym luzie jechałem dalej. Nagle przy drodze zobaczyłem zabytkowy dom. Rzucał się w oczy strasznie - kolumny z początku 19wieku (wyczytać można było na tabliczce zawieszonej na domu że wybudowany był w 1819roku ; o). Długo jednak nie mogłem go podziwiać bo obszczekiwał mnie jakiś kundel i zaraz wyszedł gospodarz, nieprzyzwyczajony pewnie do turystów w takiej dziurze :P . Ku mojej uciesze droga zbiegała się coraz bardziej z krajówką. Dodatkową radochę miałem gdy okazało się że lampka potwornie wytrzęsiona na wspomnianej dziurawej jak sito drodze zaczęła działać! Nic więcej nie potrzebowałem do szczęścia. Kiedy dojechałem do krajówki skręciłem już na Malbork bo nazwy miejscowości w drugą stronę jakoś nie kojarzyłem... Po chwili przy drodze zobaczyłem znak "Mc Donald - 10km". Noo to jestem w domu. Ruch był większy ale to nie szkodzi - w sumie aż stęskniłem się za obecnością ludzi - nawet tych wyprzedzających "na gazetę". Po drodze widziałem też (już prawie w zupełnej ciemności) pociąg jadący równolegle ze mną po torowisku który widziałem wcześniej. Wyglądało to naprawdę fajnie - rząd świateł oddalony o jakiś kilometr. Dość długo jechaliśmy obok siebie, ale po jakimś czasie mnie odstawił - no nie jest aż tak strasznie z tym PKP :] . I tym sposobem dojechałem z powrotem do Malborka. Mijając zamek tym razem w innej nocnej odsłonie szybko trafiłem na dworzec. Wyjaśniła się też zagadka zapachu a'la bakutyl i masy dymu który prześladuje przydworcowe okolice Malborka. Są to zakłady cukiernicze. Sam dworzec jednak w odróżnieniu do jego okolic okazał się najładniejszym dworcem jaki widziałem. Czuło się w nim jak w jakimś muzeum. Zabytkowe ceglane i drewniane elementy, wszystko autentycznie odnowione, ochrona - czemu każdy dworzec w Polsce nie może tak wyglądać? Ale padłem jak wszedłem do poczekalni, gdzie na ścianie wisiała wielka plazma :D . Do pociągu miałem półtorej godziny więc mogłem obejrzeć odcinek czegoś w typie dr House'a. No pierwszy dworzec na którym wolałem zostać niż pojeździć sobie w kółko po mieście. Doceniony zresztą przez wielu podróżnych którzy obchodzili cały budynek robili zdjęcia, dzielili się informacjami z którego to roku, kto kiedy jak odnawiał itp.
W podróży powrotnej nic się nie działo? Nic podobnego. Tym razem trafiła się parka kłócąca się całą drogę. Nie chcąc z nimi siedzieć w "kiblu" ulokowałem się w przejściu przy grzejniku. A ci zaczęli na każdej stacji wysiadać, wsiadać innymi wejściami, otwierać drzwi w trakcie jazdy i odwalać inne cyrki... No więc ja co raz tylko na jedną stronę z rowerem to na drugą. Nawet stałem się odbiorcą narzekań : "Muszę uciekać od tej k**wy, materialnej dzi**ki" jak i akcji strategicznych "spójrz czy tam idzie ta czarna taka". No parodia -.- . W końcu dojechałem (tamci się chyba pogodzili) i trafiłem do jakby cieplejszego domu i siadłem na jakieś bardziej miękkie łóżko. 40km - a to znaczy że w 2011 właśnie stuknęło 4000 :) . No i z 3 gminy nowe wpadły. Niech żyją spontany!
- DST 30.90km
- Czas 01:41
- VAVG 18.36km/h
- Sprzęt Saphirka
- Aktywność Jazda na rowerze
Kocham Trójmiasto
Sobota, 10 grudnia 2011 · dodano: 11.12.2011 | Komentarze 0
Pogoda super więc postanowiłem pojeździć trochę po Trójmieście - bez konkretniejszego celu nie za daleko bo już trochę późno było. Kierunek tradycyjnie - nad morze, potem dylemat czy w stronę Gdyni czy odwrotnie. Padło na Gdynię więc jechałem znaną już dobrze nadmorską ścieżką rowerową (zaliczając molo w Gdyni i Sopocie gdzie roiło się od ludzi). Dojechałem nią aż do końca do pamiętnego miejsca gdzie kiedyś z sakwami wpakowaliśmy się w nadmorskie górki. Teraz jednak z jedną lekką sakwą stwierdziłem że pojadę sobie plażą :) . Prawie dojechałem do linii brzegowej wkopując się mocno w piasek. Potem doprowadziłem do mokrego piachu nad samym brzegiem i jedziemy :] . Jechało się naprawdę super, ludzie się chyba trochę dziwili na ten widok :D . Parę razy nie zdążyłem zjechać z linii fali i wjeżdżałem w nią rozpryskując wodę po butach i rowerze więc trochę się zmoczyliśmy. Tym sposobem dojechałem aż do molo w Gdyni skąd widać klif. Stwierdziłem że spróbuję się dostać bliżej klifu no i wjechałem w te ścieżki na klifie. Szybko jednak okazało się że dalej po prostu nie da rady (nawet pieszo bez roweru). Posiedziałem więc tam tylko chwilę bo miejsce naprawdę fajne (choć dość często uczęszczane przez innych ludzi) i z powrotem. Teraz już miastem. Ale nie był to jeszcze koniec przygód. Po jakimś czasie jechania ścieżką w mieście zobaczyłem że na bok w lesiste górki odbijają wyjeżdżone ścieżki (albo wychodzone bo jechało się całkiem ciężko). No to zaraz odbiłem w nie i tak jakbym się nagle zteleportował do jakiejś głuszy. Ścieżki jak okazało się prowadziły do dwóch miejsc na ogniska i się kończyły. Widać było jednak jakiś budynek to myślę że jakaś droga tam musi być. Zjazd nie okazał się jednak prostą sprawą, bo był bardzo stromy i tylko w jednym miejscu mogłem zjechać nie zlatując :> . Próbując się na niego dostać wpadłem jeszcze w głęboką dziurę przysypaną liściami tak że wogóle nie było jej widać i szczęśliwie udało mi się stanąć na nogi kiedy rower (razem z sakwą) poleciał do góry prawie fikołkując. Potem szybki zjazd (choć najłagodniejszy jaki się dało wciąż stromy) i potem jeszcze jeden i trafiłem na jakąś drogę. Jadąc nią dalej w kierunku Gdańska okazało się że jestem już w Sopocie. Co więcej znalazłem się w najpopularniejszym chyba jego miejscu bo był to jakby rynek z masą ludzi przechodzących w tą i wewtą. Zaciekawił mnie "krzywy domek" i pare innych fajnych budynków, ale chwilę później trafiłem na coś czego mi w Gdańsku brakowało. Świąteczny koncert jakiegoś chóru, na którym chodziły też anioły na szczudłach nadstawiając jemiołę nad pary z publiczności, a także uroczystą iluminację choinki. Wszystko w trochę komercyjnym klimacie, bo organizowane przez Energe, no ale naprawdę czuć było tam świętami. Po zapaleniu choinki trzeba było się zbierać spowrotem - było już ciemno ale to najmniejszy problem bo tu można jechać i jechać oświetlonymi ulicami miasta. Oprócz wizyty w Biedronce reszta drogi już bez przygód ;) .
Zdjęć mam trochę ale na komie i nie wiem jak zrzucić na razie...