Info
Ten blog rowerowy prowadzi ostry7 z miasteczka Ełk/Gdańsk. Mam przejechane 4808.01 kilometrów w tym 22.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.87 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 6180 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Czerwiec1 - 0
- 2012, Maj2 - 3
- 2012, Kwiecień1 - 0
- 2012, Marzec3 - 4
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Grudzień2 - 1
- 2011, Listopad1 - 2
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Wrzesień16 - 1
- 2011, Sierpień8 - 2
- 2011, Lipiec1 - 1
- 2011, Czerwiec6 - 1
- 2011, Maj6 - 6
- 2011, Kwiecień6 - 2
- 2011, Marzec4 - 6
- 2011, Luty1 - 1
- 2010, Lipiec3 - 0
- 2010, Czerwiec4 - 1
- Sprzęt Saphirka
- Aktywność Jazda na rowerze
Mały wstęp
Sobota, 26 czerwca 2010 · dodano: 27.03.2011 | Komentarze 1
Na pomysł, by pojechać gdzieś daleko rowerem wpadłem już w zeszłoroczne wakacje. Wtedy jednak nie miałem z kim jechać i całe długie planowanie skończyło się samotną wycieczką po Mazurach (ok.100km), podczas której zepsuł mi się rower (jeszcze wtedy góral) i z powrotem byłem zmuszony wrócić pociągiem. Minął rok i kilka miesięcy przed końcem roku szkolnego identyczny pomysł – wyprawy rowerem nad morze – rzucił Seba. To wystarczyło bym wiele kolejnych dni (i długich wieczorów) spędził na znajdowaniu zeszłorocznych planów, map, a później na opracowywaniu tegorocznej trasy. Rajd zostawał jednak wciąż, jak rok temu, w sferze marzeń. Wszystko ruszyło do przodu kiedy wtajemniczyliśmy w pomysł Czyża. On podobnie jak ja od razu tak się zapalił do tego wyjazdu, że potrafiliśmy godzinami omawiać różne sprawy jak noclegi, postoje i coraz realniej patrzeć na całe przedsięwzięcie. Wszystko mieliśmy opracowane do ostatniego szczegółu na długo przed planowanym wyjazdem, kiedy brat podpowiedział mi, bym przedstawił nasz rajd w projekcie przedsięwzięcia gospodarczego do szkoły na podstawy przedsiębiorczości. Oprócz dobrej oceny za projekt, dostałem też 6 za prezentację, bo będąc już tak wciągniętym w organizację potrafiłem z pamięci opowiedzieć właściwie wszystko, co związane z organizacją i przebiegiem naszego rajdu. I kiedy już coraz bardziej upewniałem się, że naprawdę pojedziemy pojawiły się problemy. Okazało się, że bez kupna rowerów nie ma możliwości byśmy pojechali i rodzice Seby po wielu wielu dyskusjach i prośbach oznajmili, że na pewno nie pojedzie on w tym roku, z powodu wydatków, z którymi wiązał się remont domu na działce. Zostaliśmy więc we dwójkę, z Czyżem. On też z rodzicami nie miał łatwo. My jednak wiedzieliśmy dobrze, że dobre i tanie rowery można dostać na rynku, bo o sklepowych rowerach za kilka tysięcy mowy nie było. Kiedy już miałem pewność, że Czyżu pojedzie ze mną, jako pierwszy kupiłem rower od faceta z rynku. Okazało się, że ma on wiele porządnych niemieckich rowerów, więc zdecydowaliśmy się z tatą na srebrnego Diamanta z 28 calowymi kołami i 24 przerzutkami. Jest to oczywiście rower trekkingowy, z trochę szerszymi kołami niż szosówka, z mocnym bagażnikiem na sakwy i hydraulicznymi hamulcami (900zł). Zaraz po kupnie roweru pojechałem z tatą na 70 kilometrową wycieczkę do Rajgrodu, która nas bardzo zmęczyła i zacząłem się zastanawiać, czy aby nie porywamy się z motyką na Słońce. Później rower kupił Czyżu, jak się okazało od tego samego człowieka z rynku. Jego rower ma mniej przerzutek – tylko 3 w tylnej piaście – dzięki czemu kosztował dużo mniej (300zł!). Kiedy już obaj mieliśmy rowery, zaczęliśmy się rozjeżdżać na około 40 kilometrowych wycieczkach. Wciąż, właściwie bez żadnej nadziei, prowokowaliśmy Sebę do dalszych rozmów z rodzicami.
I… udało się! Kilka dni później zobaczyłem Sebę zajeżdżającego pod mój blok na nowym rowerze, jak się później okazało kupionym też od tego samego gościa z rynku, 500zł, 7 przerzutek w piaście, jak we wszystkich naszych rowerach porządny bagażnik i dynamo. I można by pomyśleć, że już mieliśmy jechać we trzech… Nic podobnego. Do przekonania o bezpieczeństwie wyjazdu trzeba było jeszcze przekonać mamę Seby. Poszliśmy więc we trzech do niego i przedstawiliśmy moją prezentację z przedsiębiorczości, nieco ulepszoną, by bardziej przedstawiała zalety rajdu i udowadniała jest bezpieczny, dla całej jego rodziny. Decyzja miała zapaść następnego dnia wieczorem… I była to decyzja negatywna. Znów więc musieliśmy powrócić do poprzedniego planowania we dwóch. I znów zmiana planów, bo rano dostałem SMS, że rodzice Seby jednak się zgadzają… Na 6 DNI przed wyjazdem! Pomyślałem, jak on zdąży w ten czas przygotować to co my z Czyżem przygotowywaliśmy kilka miesięcy? Cieszyłem się jednak, że pojedziemy we trzech. Czas leciał i wyjazd zbliżał się bardzo szybko. Zamówiliśmy z Czyżem sakwy rowerowe, największe jakie znaleźliśmy w Internecie (85 litrów). Zamówiliśmy też kuchenkę turystyczną. Z pomocą taty zrobiłem mapnik na kierownicę z deseczki, folii i uchwytu. Zawitaliśmy też w urzędzie miasta gdzie trochę niechętnie, ale dano nam flagę Ełku i 2 naklejki „Ełk – tu wracam bezpiecznie”. Flaga była wielka, więc poprosiłem babcię która z pomocą cioci zmniejszyły ją dwukrotnie. Zanim się nie obejrzeliśmy minęły piątkowe zakończenia roku, w sobote ostatnie zakupy, dopracowywanie map i byliśmy gotowi. No prawie – do ostatniej chwili nie miałem karimaty, po którą w końcu pojechał na działkę po nocy tato. Robiąc ogólne zakupy w „Lidlu” chłopaki kupili sobie okulary przeciwsłoneczne, a ja w promocji koszulkę motorową, która jak się okazało sprawowała się też bezbłędnie na rowerze. Mieliśmy iść wcześniej spać, ale przeciągnęły się nam zakupy, a potem pakowanie i zasnęliśmy koło północy.gdzieś na trasie :)
© Ostry7