Info
Ten blog rowerowy prowadzi ostry7 z miasteczka Ełk/Gdańsk. Mam przejechane 4808.01 kilometrów w tym 22.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.87 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 6180 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Czerwiec1 - 0
- 2012, Maj2 - 3
- 2012, Kwiecień1 - 0
- 2012, Marzec3 - 4
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Grudzień2 - 1
- 2011, Listopad1 - 2
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Wrzesień16 - 1
- 2011, Sierpień8 - 2
- 2011, Lipiec1 - 1
- 2011, Czerwiec6 - 1
- 2011, Maj6 - 6
- 2011, Kwiecień6 - 2
- 2011, Marzec4 - 6
- 2011, Luty1 - 1
- 2010, Lipiec3 - 0
- 2010, Czerwiec4 - 1
- DST 93.74km
- Czas 06:18
- VAVG 14.88km/h
- VMAX 59.80km/h
- Sprzęt Saphirka
- Aktywność Jazda na rowerze
Widelec
Środa, 14 września 2011 · dodano: 13.10.2011 | Komentarze 0
Rano niezłe zaskoczenie, bo pani Stachowa wpadła spytać czy chcemy kawę i jeszcze dała nam 20Euro żebyśmy w Salzburgu poszli do Maca :o . Pogoda trochę gorsza bo nieźle się chmurzyło, no ale na razie nie pada, to jedziemy. Po chwili zaczyna mżyć i natrafiamy (w końcu) na jakiś cięższy podjazd. Najpierw zdobywamy przełęcz 752m.n.p.m. a po chwili 769.
Około 12 kilometrowy odcinek do Salzburga okazał się jednak chyba najcięższym odcinkiem z całej drogi. Po zjazdach bolały mnie oczy tak, że prawie nic nie widziałem (a okulary w deszczu też się nie sprawdzały), tymczasem zaczęło lać tak, że w kilka minut byłem przemoczony i myślałem tylko żeby schować się przed deszczem. Na zjazdach zimno było nie do wytrzymania, a woda zalewała oczy. W Salzburgu (na samym początku) zostałem na światłach, a że nie wiedzaiłem gdzie pojechali Jacek z Izą zajechałem pod pierwsze schronienie od deszczu jakie zauważyłem - tunel prowadzący do sklepów. Tam od razu wytarłem głowę zdjąłem kurtkę i włożyłem polar i grzałem dłonie. Kiedy palce mi już trochę odtajały napisałem do reszty sms z zapytaniem gdzie są i okazało się że w cpn-ie 20m dalej. Nie wiedziałem jeszcze że to tak blisko, zresztą nie miałem ochoty wychodzić znowu na ulewę, więc siedziałe,, grzałem się, zjadłem ciastka :P .Po jakichś 30 minutach deszcz prawie ustał więc poszedłem na owy CPN. Jacek i Iza bili już jednak w pobliskim McDonaldzie. Dołączyłem więc do nich i wydałem swoje 7Euro z centami zgodnie z ich przeznaczeniem na 2 cheeseburgery, 2 chickenburgery i gorącą herbatę. Rowery postawiliśmy w szerokim wejściu i o dziwo nikt się nie sprzeciwiał. Jak miło było się zagrzać w ciepłym macu i zjeść coś ciepłego po tej deszczowej przeprawie. Jacek naładował też aparat i dorwał gazetę gdzie znaleźliśmy całkiem pozytywną prognozę pogody, która dodatkowo się sprawdziła - po niedługim czasie akurat jak podeschnęliśmy niebo się rozjaśniło i deszcz ustał.
Zwiedziliśmy więc Salzburg - stary rynek, zobaczyliśmy zamek (o którym dopiero po powrocie rodzice przypomnieli mi że tam byłem :D ) widzieliśmy też ciekawą uliczkę, pomnik Mozarta i wiele innych rzeczy.
Jak kupowałem kartki i spytałem sprzedawdczynię o łyżkę lub widelec jakiś facet w garniaku podchwycił "Spoon? You want to buy a spoon?" I najpierw myślał gdzie mógłbym ją kupić i jak stwierdził że chyba jednak nigdzie tutaj stwierdził że przyniesie mi swój widelec z bióra : o. I faktycznie przyniósł - o zapłacie nie chciał nawet słyszeć. Faktycznie świat pełen jest dobrych ludzi... No i ruszyliśmy spowrotem na północ naszą Salzklammergutradweg z lekkim uczuciem żalu odwracając się od wyższych gór widocznych gdzieś na południu.
Jechaliśmy tak do wieczora, raz spytaliśmy się o nocleg gospodynię jakąś ale albo nie zrozumiała, albo odmówiła. [dziwna była - śmiała się jak szatan] W każdym bądź razie odesłała nas 3 domy dalej do jakichś Zimmer frei. Dalsza droga to kolejna piękna ściażka rowerowa. Mieliśmy nieco mało km to jechaliśmy do 23. W końcu przy postoju przy kiblu znaleźliśmy fajny przystanek na którym zdecydowaliśmy się spać. Iza poszła do kibla a ja z Jackiem rozłożyliśmy się na wąskich ławeczkach. Nie za wygodnie, mało miejsca, co raz jeździły samochody. No ale patrząc na czas po którym na pobliski parking zaczęli się zjeżdżać ludzie do pracy, jednak trochę się przespałem. Nasza "doba przystankowa" kończyła się o 6.05 więc wstaliśmy trochę wcześniej i ogarnęliśmy przystanek. Przed chwilą wywiesiłem ręcznik do suszenia i zjedliśmy owies. Spojrzenia ludzi - bezcenne, a szczególnie dzieciaków jadących autobusem do szkoły ^^. No ale to już zdaję się kolejny dzień ;) .