Info
Ten blog rowerowy prowadzi ostry7 z miasteczka Ełk/Gdańsk. Mam przejechane 4808.01 kilometrów w tym 22.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.87 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 6180 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Czerwiec1 - 0
- 2012, Maj2 - 3
- 2012, Kwiecień1 - 0
- 2012, Marzec3 - 4
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Grudzień2 - 1
- 2011, Listopad1 - 2
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Wrzesień16 - 1
- 2011, Sierpień8 - 2
- 2011, Lipiec1 - 1
- 2011, Czerwiec6 - 1
- 2011, Maj6 - 6
- 2011, Kwiecień6 - 2
- 2011, Marzec4 - 6
- 2011, Luty1 - 1
- 2010, Lipiec3 - 0
- 2010, Czerwiec4 - 1
- DST 74.66km
- Czas 04:47
- VAVG 15.61km/h
- VMAX 43.60km/h
- Sprzęt Saphirka
- Aktywność Jazda na rowerze
Das Konzert
Sobota, 17 września 2011 · dodano: 14.10.2011 | Komentarze 0
Wyspaliśmy się i wyjechaliśmy bardzo leniwie. Noc jedna z fajniejszych, jedyna wada, że na boku raczej nie dało się spać :( . Wyjechaliśmy po 11 a już po 14km w Ybbs dłuższy postój bo w WC znaleźliśmy gniazdka i ładujemy aparaty i mp3. Z Ybbs Iza wyjechała wcześniej, a my (kręcąc kolejne filmiki) ją goniliśmy.
Raz zatrzymaliśmy się nagrywać bardzo długie graffiti przedstawiające Dunaj i symbolicznie pobliskie miasta przybrzeżne. Tam połknął nas peleton ok. 50 osób w białych koszulkach. Trochę bez większego zastanowienia jechaliśmy z nimi i zjechaliśmy z Donauradwegu xD . Szczęśliwie jeden pan to zauważył i spytał dokąd jedziemy. Potem łamaną angielszczyzną wytłumaczył nam drogę z powrotem na naszą ścieżkę. Kawałek drogi dalej (już na naszej drodze rowerowej) stanęliśmy przy tablicach informacyjnych, a jakaś babcia na ławce (jak jakaś zjawa normalnie) pokazała nam skrót do miasta. No akcja jak z filmu :) . Skorzystaliśmy ze skrótu i faktycznie po chwili byliśmy w Melk, gdzie na wzgórzu stał wielki pałac. Zatrzymujemy się tam by do Izy zadzwonić, a tu przyjeżdża Iza :P . Stajemy chwilę na jedzenie (skończyliśmy chleby a jutro niedziela :/ ) i jedziemy dalej.
Trafiamy na bardzo fajny zamek na skale, który oglądamy z kamienistego wybrzeża (które znajduje się pod wodą gdy Dunaj ma wyższy poziom). Tam też prawie zostawiłem bidon, bo wśród białych kamieni nie wyróżniał się wcale. W każdym bądź razie bardzo fajne i klimatyczne miejsce. 10km dalej widzieliśmy wysoko kawałek ruin. Szkoda że nie mieliśmy czasu by tam wjechać. Widok na pewno byłby niesamowity.
Kontynuujemy dalej jazdę naddunajską ścieżką lecz fragment jest zamknięty i po strzałkach (w kształcie strzałki) jedziemy objazdem przez małe miasteczko. Jedziemy tak wąskimi uliczkami, kiedy trafiamy na rzędy ustawionych krzeseł. Naprzeciw nich natomiast zbiera się orkiestra. Wszyscy w ludowych strojach. Stajemy z Jackiem przyglądając się temu i oczekując na Izę która tym razem została trochę z tyłu. A tu jedna z uśmiechniętych pań, które soją na wejściach na plac proponuje nam klina jakiejś brzoskwiniówki. Aż ciężko odmówić no ale jakoś przeboleliśmy. Pytam się kiedy zaczyna się koncert - za 20 minut. Dostajemy też program. Kiedy dołącza Iza pani ponawia swój atak tym razem już z polanym kieliszkiem. Wypijam ja, wypija Jacek - no nic, zostajemy xD . Bardzo dobry trunek, zagrzał nas trochę. Facet podszedł śmiejąc się "Fire water, fire water" (chyba skojarzył polaków :D ) . No i zaczyna się koncert. Dziewczyny grające na fletach i klarnetach uśmiechają się do nas. Na perkusji grają młode chłopaki, na tubach trąbkach i innych takich dorośli mężczyźni i kobiety, wszyscy w klimatycznych strojach. Jest także dyrygent. Do tego wszystkiego grają naprawdę dobrze i kilka super kawałków. Koncert (chyba po 3 bisach) niestety się kończy i już po ciemku trzeba ruszać dalej. Po drodze Iza ogołaca pół winiarni z winogron :P . Znajdujemy nocleg na jakiejś rybackiej miejscówce (właśnie przyjechali kiedy to piszę w niedzielę rano), ale przywitali nas i nie mają nic naprzeciwko.