Info
Ten blog rowerowy prowadzi ostry7 z miasteczka Ełk/Gdańsk. Mam przejechane 4808.01 kilometrów w tym 22.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.87 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 6180 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Czerwiec1 - 0
- 2012, Maj2 - 3
- 2012, Kwiecień1 - 0
- 2012, Marzec3 - 4
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Grudzień2 - 1
- 2011, Listopad1 - 2
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Wrzesień16 - 1
- 2011, Sierpień8 - 2
- 2011, Lipiec1 - 1
- 2011, Czerwiec6 - 1
- 2011, Maj6 - 6
- 2011, Kwiecień6 - 2
- 2011, Marzec4 - 6
- 2011, Luty1 - 1
- 2010, Lipiec3 - 0
- 2010, Czerwiec4 - 1
- DST 12.00km
- Czas 00:50
- VAVG 14.40km/h
- Sprzęt Saphirka
- Aktywność Jazda na rowerze
Tłusty czwartek
Czwartek, 16 lutego 2012 · dodano: 25.02.2012 | Komentarze 0
Po długich mrozach ciekawość zawiodła mnie nad morze. Zamarza ono dużo ciekawiej niż jeziora. Symetryczne kry, wyspy lodowe, gęsta jak kruszony lód woda, na której ptaki stają bez problemów na nogach i oscylują w górę i w dół w rytm fal. Do tego spadła niespotykana tutaj ilość śniegu. Na trawnikach było go tyle że wjeżdżając na nie tworzyliśmy fontanny śniegu w koło nas i zostawiając za sobą głębokie pozawijane ślady. Tylko jedna tabliczka zmusiła nas do zatrzymania się i przerwania tej zabawy. "Pączki 0,99gr". No tak - dzisiaj tłusty czwartek. Wzięłem 5 i lecimy nad morze, przebijając się gdzie się da przez jak najgłębszy, biały śnieg który wciąż uchował się od ludzkich ulepszaczy w postaci piachu i soli. Kiedy już Saph kompletnie zmieniła kolor na biały (swoją drogą wyglądała niesamowicie, pech chciał że akurat rozładował mi się telefon) dotarliśmy na plażę.
Zmieniło się tutaj niemało. Małe zaczątki lodu przy samym brzegu przekształciły się w swoisty "lądolód" a kilkaset metrów wody licząc od brzegu zmieniło się we wcześniej wspomniany kruszony lód. Nikt na te lodowe formacje nie wychodził, ale nam to jakoś nie przeszkadzało i rozkładając swój ciężar na dwie nogi i dwa koła ostrożnie dostaliśmy się aż do samej wody, gdzie usiadłem na formacji śniegowo-lodowej, powstałej chyba przez rozbijające się tam fale. Po 5 sekundach od wyjęcia pączków zleciały się okoliczne ptaki. Wciąż nie mogę się nadziwić ich refleksowi, wyczuciu czasu i szybkości w łapaniu rzucanych kawałków chleba czy pączków. I tym sposobem zawsze coś tam ode mbnie wyciągną ;) . Zresztą miałem i tak wystarczająco, by wykarmić stadko, które jakby w wyrazie wdzięczności dotrzymało mi towarzystwo. Nie wiem nawet ile czasu tak siedziałem, w końcu jednak trzeba było wracać do rzeczywistości. W drodze powrotnej oczywiście znowu przez najgłębsze zaspy znów Saphira przekształciła się w śniegową królową, a razem z nią moje jeansy od kolan w dół. Nasz wygląd myślę że najlepiej opisuje krótka rozmowa ze starszym panem pod naszym domem gdzie próbowałem pozbyć się jak największej ilości śniegu coby piwnicy nie zalać:
- O Boże gdzie pan jeździł?
- Nad morze :)
- Nad morze... :D